Prasa

KPP juz prawie trzy lata.

KKP w Izraelu

Październikowa prelekcja w Klubie Kulinarnego Podróżnika dotyczyła Izraela – kraju położonego w Azji Zachodniej. Jest on bardzo zróżnicowany religijnie, dlatego pani Ania Najbor przedstawiła nam osobno miejsca kultu chrześcijan, osobno Żydów i muzułmanów.  Spotkanie to było swoistą podróżą w czasie, gdyż prelegentka opowiadała o krainach znanych z lekcji religii lub historii.

Na zdjęciach zobaczyliśmy jakże słynne miejsca: Betlejem, Nazaret i rzekę Jordan, gdzie do dziś można przyjmować sakrament chrztu świętego. Jerozolima to jeden z głównych ośrodków wiary: judaizmu, islamu i chrześcijaństwa. Ściana Płaczu, meczet Al-Aksa czy Droga Krzyżowa były obowiązkowym elementem wyprawy. Widzieliśmy też kościół Pater Noster, w którym na kamiennych tablicach widnieją teksty modlitwy “Ojcze Nasz” w różnych językach świata – również po polsku. Na zdjęciach pojawiło się także muzeum Yad Vashem poświęcone żydowskim męczennikom Holokaustu, liczne pomniki i drzewa upamiętniające Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Zobaczyliśmy jeszcze miejscowości takie jak Kana Galilejska, Jerycho i Ain Karem. Po tak intensywnym zwiedzaniu pani Ania pojechała zażyć kąpieli w słynnym Morzu Martwym. Dowiedzieliśmy się, że mimo dużego zasolenia, można się utopić, z powodu niewidocznych uskoków na plaży, które są przysłonięte błotem.

Aby tradycji stało się zadość skosztowaliśmy wegetariańskich kotlecików falafel z chlebem pita, które są bardzo popularną potrawą w krajach arabskich. Na zakończenie, jak zawsze był konkurs, w którym najmłodsi mogli pochwalić się niezwykłą pamięcią.

Pamela Gurdek

KKP w Tadżykistanie

Klub Kulinarnego Podróżnika powstał z dwóch powodów. Aby zaspokajać ciekawość świata tym, którym nigdy nie będzie dane podróżować do najodleglejszych jego zakątków, ale także, aby w innych rozbudzać miłość do podróży. Na spotkaniu, na którym mowa była o Tadżykistanie, prelegenci pani Agnieszka i pan Rysiek doskonale zrozumieli założenia klubu. Przedstawili nam ten odległy, leżący w centralnej Azji kraj jako krainę gór, dolin, pasterzy i odradzającego się państwa, które wyzwoliło się spod jarzma Związku Radzieckiego tak jak pobliski Uzbekistan czy Kirgistan. Wydawać by się mogło, że te kraje niczym się nie różnią, ale równie dobrze można by powiedzieć tak na przykład o Polsce i Czechach. Ludzie ci, tak jak my, mimo że podobni do siebie, różnią się językiem, kulturą i często wspólną, ale jakże odmienną historią. Tadżycy to ludzie z natury osiadli, praktykujący już od stuleci religię islamu. Jako, że ich ziemia nie słynie z wielkich zasobów naturalnych, na których opiera się wiele światowych gospodarek, a Rosjanie nie zostawili po sobie wspaniałej infrastruktury przemysłowej, państwo to ma ogromne problemy ekonomiczne, a poziom życia Tadżyków nie dorównuje standardom europejskim. Jednak kraj ten powoli się odradza, a wiele rzeczy się zmienia. Daje to spore nadzieje na przyszłość tego dalekiego i wciąż niepoznanego jeszcze miejsca, dlatego aby zostawić jeszcze coś do odkrycia przyszłym podróżnikom, prelegenci pozostawili w powietrzu nutkę tajemniczości, którą poczuć będziemy musieli sami.

Iwo Gurdek

VII listopadowe spotkanie KKP w Gierałtowicach


GHANA

Spotkanie na temat tego egzotycznego dla nas kraju poprowadził sam szef Klubu Kulinarnego Podróżnika pan Seweryn Gałysz. W tym afrykańskim państwie o powierzchni 240 tys. km kwadratowych mieszka prawie 23 mln ludności. 99 % to Murzyni. Stolicą jest największe miasto – Akra, zamieszkiwane przez około 2 mln osób.

W panującym tam równikowym klimacie o małej ilości opadów trudno się żyje. Jak wynika z opowieści prelegenta i jego zdjęć jest to kraj niesłychanych kontrastów. Z jednej strony forty, prawie jak nasze zamki, a z drugiej chatynki z bambusów i trawy lub „luksusowe” slumsy miejskie z blachy i desek. A wokół zwierzęta – psy, koty, kozy. Oczywiście, jest i dżungla, którą można podziwiać z niby osiatkowanych kładek z wysokości drzew.

Na zdjęciach widać szczęśliwych, uśmiechniętych ludzi, pomimo ciężkich warunków życia. Nie ma służby miejskiej i śmietników, brud widoczny, „ale jeszcze coś z tych odpadów może się przydać”. W tym republikańskim państwie dużym poważaniem cieszy się król plemienia Aszanti. Im dalej w głąb, tym większy problem z wodą. Ciekawie wygląda podlewanie upraw. Najpierw trzeba wykopać w piachu głęboki dół, zebraną wodą sukcesywnie podlewać. A za pół roku w porze deszczowej i tak w tym miejscu popłynie rzeka, ale bardzo szybko wysychająca.

Jednak dzieci mają raj. Mało które chodzi do szkoły!!! Może dlatego tam taka bieda??? Może fajnie jest nie umieć czytać??? Nie mieć swojego pokoju??? Nie mieć komórki??? Co o tym sądzą uczniowie???

Fakt, zwierzęta są tam ciekawe, a to słonie, gazele, guźce, antylopy. I piękne plaże, na których nie ma turystów. Muzeum też inne, można w nim dotykać eksponatów.

Wszyscy zebrani „podróżnicy”, zostali poczęstowani gorącymi kanapkami z masłem orzechowym, bo orzeszki i kakao to tamtejsze największe skarby.

W konkursie podsumowującym wiedzę zostało wręczonych wiele nagród. Trzeba podkreślić, że gościł wśród uczestników Honorowy Klubowicz, a równocześnie sponsor produktów kulinarnych – prezes PROTECHU, pan Jan Krupnik, który został obdarowany koszulką z logo KKP.

Dziękujemy. Do kolejnego spotkania za miesiąc.

VI październikowe  spotkanie  KKP w  Gierałtowicach

HAWAJE

Hawaj jest piękny, Hawaj uroczy, Hawaju powiedz mi, czy …”

Te słowa skojarzą się Czytelnikom od razu z tematem spotkania. ALOHA -/ witajcie po hawajsku/ tak pan Kazimierz rozpoczął kolejne spotkanie podróżnicze z 40 osobami zgromadzonymi w klubie WDK. Prelegent swoją podróż po Hawajach uskutecznił w 2005 roku.

Hawaje to stan USA, położony w północno-środkowej części Oceanu Spokojnego, odległy 4 tys. km od Ameryki. Archipelag składa się z 8 wulkanicznych wysp, które zamieszkuje około 1.2 mln ludności, z czego 6,6% to rdzenni Polinezyjczycy. Największe miasta to: Honolulu, Hilo. Klimat cały rok sprzyja rozwojowi bujnej roślinności. Taka zwykła nasza doniczkowa paprotka osiąga tam rozmiar wielkiego drzewa. Widok kolorowych zdjęć kwiatów, koralowców, plaży i lazurowej wody mógł zachwycić każdego. Zresztą temperatura naszego gorącego lata panuje tam na okrągło, co pewnie sprzyja olbrzymiemu najazdowi turystów.

Wyspy tego archipelagu stale „rosną”, a powodują to aktywne wulkany.

Na Hawajach w Pearl Harbour miała miejsce jedna z największych klęsk wojsk amerykańskich podczas II wojny światowej. 7 grudnia 1941 roku, w wyniku ataku japońskiego lotnictwa Amerykanie stracili 8 okrętów wojennych i ponad 100 samolotów, a zginęło około 3 tysiące marynarzy i pilotów /polecam film wojenny o tych wydarzeniach/.

Na zakończenie tego barwnego spotkania zebrani mogli degustować potrawę “lau-lau”. Była to gotowana wieprzowina ze szpinakiem podana z ananasem /narodowym owocem Hawajczyków/. Pychota!!!

Dzieci i młodzież wspaniale odpowiadały na zadawane pytania konkursowe.

Z odpowiedzi można wnosić, że kiedyś będą ciekawymi świata podróżnikami.

Aloha.

GRAG

KPP w Wenezueli

KKP w Wenezueli.

Po prawie czteromiesięcznej przerwie znów zagościł we Frydrychowicach Klub Kulinarnego Podróżnika. 17 listopada o 17.00 w sali Wiejskiego Domu Kultury jak zwykle słuchających podróżniczych opowieści nie zabrakło. Tym razem przybyliśmy do Wenezueli – państwa północnej części Ameryki Południowej. Mało kto wiedział, że nazwa tego państwa oznacza „mała Wenecja” i została nadana temu obszarowi przez Amerigo Vespucciego, który zauważył domy na palach u ujścia dzisiejszego jeziora Maracaibo. Przysłuchując się z zaciekawieniem oglądano zdjęcia rdzennych mieszkańców, czyli Indian. Domy na drewnianych palach z dachem z liści palmy i wszechobecne hamaki z ich włókien, dzieci z zabawkami ze starych pudełek to elementy, które nam, Europejczykom są w większości obce. Inny świat i inne jedzenie. Przysmaki z drapieżnych piranii i mrożące krew w żyłach opowieści o ich żarłoczności oraz o sposobach połowu. Niebywałe kanapki z mięsa rekinów budziły zdumienie. Ciekawostką z życia tarantul – jakby się mogło wydawać strasznych pająków – jest to, że nie są one tak bardzo groźne, ale bardzo powszechne. Podróż wzdłuż rzeki Orinoko zachwyciła bogactwem flory i fauny.

Prelekcję, jak zawsze, zakończyło dobre, ostre jedzenie i pojawienie się naszego sponsora – Stanisława Wysogląda, który posiada Ośrodek Szkolenia Kierowców w Wadowicach na ul. Lwowskiej. Pan Stanisław już drugi sezon pozwala „podróżować” tym, którzy nie mają takiej możliwości. Serdeczne podziękowania za okazywaną pomoc finansową, bez której KKP nie gościłby w WDK we Frydrychowicach.

Agnieszka Jakubowska

Wiesci Gminne – relacja z wyprawy

Bulgotnik, Wartko Ruła, Krynconka i inne atrakcje

na tatrzańskiej wycieczce KKP

Siedzieliśmy sobie na polanie i spoglądaliśmy w tym samym kierunku. Gdzieś tam dalej pasły się owce, słychać było ich dzwonki. Dokładnie czułam zapach oscypków, który dochodził z pobliskiej bacówki i dopełniał piękny obrazek typowo górskiej sielanki. Starałam się nie patrzeć w tę stronę, ale jego włosy tak doskonale mieniły się w blasku słońca, że nie mogłam sobie odpuścić ukradkowych spojrzeń w jego kierunku. On ciągle spoglądał to na mnie, to na szczyty, spuszczając wzrok i nucąc przy tym jakąś góralską przyśpiewkę. Przysunął się do mnie, niby od niechcenia i zaczął gładzić mnie po policzkach wcześniej zerwanym źdźbłem trawy. Ruszył się delikatny wiatr, rozwiał mi włosy. Uśmiechnęłam się tajemniczo i spojrzałam mu w oczy, które tak wspaniale naśladowały błękit nieba. Jeszcze bardziej przybliżył swoją twarz i…

– Ola! Czy ty dzisiaj nie jedziesz czasem na wycieczkę?! Wstawaj!

Zerwałam się jak szalona. Zerkam na zegarek – 6.30! Za 15 minut przyjedzie po mnie Natalia. W popłochu szukałam jeszcze rzeczy, które miałam wziąć ze sobą, dziękując w duchu mamie, że sprowadziła mnie na ziemię. W tych snach jest coś dziwnego…Miałam jechać na wycieczkę w góry i dokładnie w takiej scenerii śniłam. A więc była 6.45, 31 sierpnia. Ranek był chłodny, ale gdy spojrzałam na niebo, to wiedziałam już, że pogoda jednak nam się uda doskonale. Z podkrążonymi oczami powitałam Natalię, która prezentowała się wzorowo. Ja nawet nie zdążyłam się uczesać…

Autobus. Rozentuzjazmowana młodzież i osoby „zawsze młode” zapewnie nie wiedziały, co je jeszcze czeka. Nasz pierwszy cel: Muzeum Kolejnictwa w Chabówce. Moje pierwsze odczucie, kiedy usłyszałam, że się tam udajemy? Muzeum równa się nuda, a muzeum kolejnictwa to nuda razy 2. Nie spodziewałam się żadnych rewelacji, żadnych „ochów i achów”. Gdy usłyszałam, że to jedyne takie muzeum w Polsce, jakoś mnie to nie wzruszyło. Przyjechaliśmy na miejsce. Konsultowałam z Natalią moje niepokoje i obawy związane z godzinnym staniem i nudzeniem się. Kiedy jednak popatrzyłam na młodzież, która ochoczo wkracza na teren skansenu, trochę humor mi się poprawił. Po wejściu byłam mile zaskoczona. Nie było to miejsce, gdzie stały 3 odrapane kolejki, a z każdą związana godzinna historia. Za to przechodziłam koło lokomotyw, parowozów, wagonów wyjętych żywcem z różnych epok. Powoli nabierałam chęci na poznanie ich historii. Miły pan przewodnik pokrótce opowiadał o każdym eksponacie oraz wyjaśniał ogólne zasady działania parowozu. Taki najcięższy kolos mógł ważyć nawet do 194 ton. Parowóz napędzany był parą, którą miała do 400º C a jej ciśnienie wynosiło nawet od 12-16 atmosfer. Aby taka maszyna ruszyła, trzeba było podgrzewać wodę w kotłach przez kilkanaście godzin. Zachwyciły mnie monstrualne koła parowozów, różnego rodzaju wagony, nawet takie, w których mogły podróżować zwierzęta pasażerów. Ale najbardziej na moją wyobraźnię zadziałał wagon typu „boczniak”. Do każdego przedziału prowadziły osobne drzwi. Wagon retro. Od razu wyobraziłam sobie w kolorze sepii małą stacyjkę, na którą wjeżdża wspaniały, monstrualny, syczący i buchający parowóz. Zapłakana kobieta w kapeluszu i sukience w groszki żegna swojego ukochanego, który jedzie na wojnę. Kiedy on wskakuje już do ruszającego powoli pociągu, ona macha mu białą chusteczką na pożegnanie… Długo zajęło mi otrząśnięcie się z tej pięknej wizji. A sprowadziła mnie na ziemię Natalia. Cóż za dziwny dzień… To przez ten sen zapewne.

Po wizycie w Chabówce przyszedł czas na mały spacer. Zajechaliśmy naszym wesołym autobusem na parking. Wyposażeni w wygodne buty i prowiant na drogę wyruszyliśmy szlakiem na Rusinową Polanę. Po ostatniej wycieczce KKP do Gór Stołowych spodziewałam się trasy wymagającej włożenia w to trochę wysiłku, jednak droga na tę tajemniczą dla nas jeszcze polanę okazała się miłym i relaksującym spacerkiem wśród pięknej, górskiej i leśnej scenerii. Nasza grupa podzieliła się na podgrupki. Były grupy cioć z dziećmi, wujków z dziećmi oraz jeszcze wiele innych kombinacji. Każdy „team” miał iść w jakiejś odległości od siebie, a starsi mieli pilnować swoich podopiecznych. Ja z Natalią zadeklarowałyśmy się jako siostry. Grupa przodująca dosłownie dobiegła na miejsce w niecałe 40 min. Warto dodać, że trasa przewidywana była na mniej więcej godzinkę. Zaraz za tą sprawną drużyną przybyłam ja z siostrą…I długo, długo nikt. Zanim dotarły kolejne osoby, my już zdążyłyśmy nacieszyć się słońcem i oscypkiem z chatki bacy, która stała na tejże polanie. Dla informacji – jest to polana o całkowitej powierzchni 100 ha (w tym 20 ha łąk) w partii reglowej Tatr Wysokich. Leży pomiędzy Gęsią Szyją (1489 m n.p.m.) a Gołym Wierchem (1205 m n.p.m.). Kiedy ochłonęłam po tym szybkim marszu, wtedy rozejrzałam się dokładniej dookoła siebie. Wydawało mi się, że kiedyś już tu byłam, aczkolwiek było to wręcz niemożliwe, bo na pewno bym dobrze zapamiętała ten fakt. Sen! To właśnie na taj polanie leżałam w śnie. Dokładnie wszystko było tak samo, owce, dzwonki, zapach oscypków, ale zamiast pięknego księcia z bajki leżała koło mnie moja „siostra” Natalia. Roześmiałam się na głos a moja towarzyszka popatrzyła się na mnie jak na osobę niespełna rozumu. Wytłumaczyłam jej i opowiedziałam, co mnie tak bardzo rozbawiło i po chwili śmiałyśmy się z tego razem. Sny doprawdy to dziwne zjawisko…Po dłuższej chwili rozleniwionym wzrokiem popatrzyłyśmy w stronę grupy. Widać było jakieś poruszenie. Pomyślałam, że to niemożliwe, żeby po niecałych 30 minutach już się zbierać do opuszczenia tego pięknego miejsca. Szybko wyjaśniło się, że „grupa wujka Seweryna” jeszcze ma mało i zamierza wybrać się na Gęsią Szyję. Przez chwilę zastanawiałam się czy nie podjąć tego szaleńczego wyzwania, ale gdy w mojej wyobraźni zobaczyłam, jak grupa samych panów prawie biegnie na szczyt, to zadecydowałam, że lepiej jednak rozłożyć się na miękkiej trawie, oprzeć głowę o kamień i posłuchać dzwoneczków owieczek. Panowie pobiegli, ale pozostała część grupy postanowiła nie pozostawać bierna. Zdecydowaliśmy się pójść do niedaleko położonego Sanktuarium Matki Boskiej na Wiktorówkach. Czekał na nas śliczny, drewniany, góralski kościółek z malutką figurką tejże Matki Boskiej. Całość wyglądała doprawdy uroczo. W drodze powrotnej na Rusinową Polanę czekała na nas niezliczona ilość schodów…Z bólem kolan jakoś doszliśmy, widząc z daleka „grupę wujka Seweryna” nic niestrudzoną, wręcz odprężoną. Zaczęłam się zastanawiać w tej chwili czy oni w ogóle byli na tej Gęsiej Szyi.

Ostatni punkt programu wycieczki: baseny termalne w Bukowinie Tatrzańskiej. Dla najmłodszych zapewne najlepsza z najlepszych atrakcji. Zresztą…dla trochę starszych też. Po wysiłku w pełnym słońcu miło jest się zanurzyć w „chłodnej” wodzie. Trochę długo staliśmy w kolejce, ale naprawdę warto było. Towarzyszyły nam bardzo śmieszne nazwy basenów. Po wyjściu z szatni witał nas Bonior Basisty, który z góry faktycznie wyglądał jak gitara. Weszłam z Natalią do tego basenu i zaczęłyśmy się zastanawiać, gdzie się podziała reszta. A może to jedyny basen? Ale po chwili ujrzałam na piętrze większą grupę ludzi. Wyszłyśmy po schodach i zatrzymałyśmy się przed drzwiami z napisem: Bulgotnik. Cokolwiek miało to oznaczać, brzmiało zachęcająco. Oczywiście stałyśmy w kilometrowej kolejce, ale nie pożałowałyśmy tego. Był to okrągły basen, w którym nie wiadomo po co, przy brzegu, stali w równych odstępach ludzie? Stali po prostu i mieli błogi wyraz twarzy. Kolejka ruszała co 3 minuty, ale kolejka do czego? Do stania przy brzegu? Już miałam wyjść z tego zagadkowego miejsca, ale poczułam jakiś dziwny prąd na moich kostkach. Okazało się, że był to basen z hydromasażem, zaczynającym się od kostek a kończącym na wygodnych łóżkach wodnych masujących całe ciało. Zmiękczone, jak z waty, zeszłyśmy powoli z powrotem do głównego basenu. Obiekt był tak wielki, że z cudem graniczyło, by spotkać kogoś z naszej wycieczki. Towarzystwo rozpierzchło się we wszystkie strony. Powoli odkrywałyśmy kolejne baseny: Niebiesko Dolina, Cepersko Płań i Jaskinia nad Porońcem. W Ceperskiej Płani zatrzymałam się nieco dłużej, ponieważ był to basen głęboki, dla sportowców, a ja chciałam trochę wykorzystać swoje zdolności pływackie. Dla amatorów mocnych wrażeń dostępne były trzy zjeżdżalnie: Wartko Ruła, Krynconka i Łostry Śwung. Wszystkie wpadały do basenu Corny Staw. Nasza grupa bawiła się świetnie, ale po 3 godzinnej wodnej zabawie czas było już wracać do domu.

Zaczynało się robić bardzo chłodno, a my zmęczeni trudem dnia, wymasowani, „wypływani”, wymoczeni, ale z uśmiechniętymi od ucha do ucha buziami, skierowaliśmy się w stronę autobusu. Emocje i moc atrakcji momentalnie uśpiły najmłodszych…No, może trochę starszych też… Moją towarzyszkę również zmorzył niekontrolowany sen, a ja, patrząc w okno zastanawiałam się nad minionym dniem. Cieszyłam się, że mogłam tyle zobaczyć, spędzić ten dzień z moją najlepszą „siostrą”, że spotkałam się z tak wielką życzliwością ze strony ludzi i dowiedziałam się masy ważnych, pożytecznych i ciekawych rzeczy.

Wycieczka okazała się bardzo udana, nie ukrywam, że liczę na więcej takich wypraw. Bo im więcej się poznaje, tym większy jest głód poznawania. Zachodzące słońce i moje myśli stworzyły usypiającą mieszankę. Już nie pamiętam, co mi się śniło, ale uwierzcie mi, że sny czasem się spełniają.

Aleksandra Cinal

KKP :)

KKP FLORYDA

Sierpniowe spotkanie KKP w Wieprzu dotyczyło Florydy – czyli Słonecznego Stanu leżącego na południowym wschodzie USA. Jest tam naprawdę bardzo wiele atrakcji turystycznych. Liczne muzea, parki narodowe i ciepły klimat działają jak magnes na turystów. Nie sposób się tam nudzić.

Najsłynniejszy w stanie jest chyba park rozrywki Disney Word, gdzie spotkać można Myszkę Miki i jej przyjaciół. Znajduje się tam również ośrodek kosmiczny Kennedy Space Center i oczywiście słynne Miami Beach, które ma czym zaskoczyć. Mówiąc o największych ośrodkach rozrywki Florydy, nie można pominąć najszybszej i najdłuższej kolejki górskiej Roallercoaster KUMBA!!

Nie samą zabawą człowiek żyje, dlatego też nasz prelegent postanowił odwiedzić Park Narodowy Everglades, w którym mógł spojrzeć aligatorom prosto w oczy i zanurzyć się po kostki w błotku. Pierwszy raz od początku istnienia klubu na zdjęciach pojawił się kamper, którym pan Seweryn wraz z rodziną podróżował po tym Słonecznym Stanie.

Warto jeszcze wspomnieć, że 1/3 zbiorów pomarańczy przypada na Stany Zjednoczone, a dokładniej na Kalifornię i właśnie Florydę. Na spotkaniu nie kosztowaliśmy jednak pomarańczy, a guacamole z kurczakiem.

Floryda zachwyca swym przepychem i atrakcjami tak bardzo, że chciałoby się tam pozostać, lecz niestety, trzeba wracać. Pocieszeniem może być tylko wizja kolejnego spotkania Klubu Kulinarnego Podróżnika.

Pamela Gurdek

KKP w Portugalii

Portugalia – najdalej wysunięty na zachód kraj Europy – znany jest szczególnie dzięki dwóm panom – Vasco da Gama i Cristiano Ronaldo. Warto skupić się na tym pierwszym, jako że teksty o portugalskim piłkarzu Ronaldo królują w każdym brukowcu. Mianowicie Vasco da Gama jest symbolem minionej epoki wielkiej świetności Portugalii, kiedy była ona w gronie kilku najbogatszych państw świata, jej żeglarze dokonywali wciąż nowych odkryć, a handel przysparzał ogromnych zysków.

Teraz ten kraj żyjący piłką nożną i winem, utrzymuje się między innymi z połowów dorsza, którego mieliśmy okazję spróbować oraz wyrobu wina Porto i najznakomitszych korków do wina na całym świecie.

Prelegent, pan Marcin Gajek, „oprowadził” nas po tych atrakcjach znakomicie i pewnie zaraził kilka osób swoją pasją do tego kraju i tamtejszego ostrego jedzenia.

Iwo Gurdek

DZIĘKUJEMY SPONSOROWI – BANKOWI SPÓŁDZIELCZEMU Z ANDRYCHOWA ZA KONTYNUOWANIE FINANSOWEGO WSPIERANIA KLUBU KULINARNEGO PODRÓŻNIKA ORAZ ZA 2 „PRZEWODNIKI PO BESKIDACH”, KTÓRE ZOSTAŁY PRZEKAZANE UCZESTNIKOM KLUBU W TRAKCIE OSTATNIEGO QUIZU.

KKP Nidek

24 września 2009 roku w Wiejskim Domu Kultury w Nidku odbyło się spotkanie Klubu Seniora. W trakcie imprezy przedstawiono uczestnikom prezentację dotyczącą dalekiego, choć europejskiego kraju – Islandii. Można było spróbować suszonego dorsza, kanapek na ciepło z tuńczykiem, a także wygrać nagrody w mini – quizie po prelekcji. W przyszłym miesiącu planuje się zaprosić nowego prelegenta, który opowie o innym niezwykłym miejscu świata.

SG

KKP Syria i Islandia

KKP w Syrii

Na kolejnym, czerwcowym spotkaniu klubu, wyszła na jaw pewna rzecz. Otóż Syria, która była tematem spotkania za sprawą pani Weroniki Lasek, jest krajem, o którym nawet najwięksi poeci piszą banalnie. Dlatego, ponieważ swym ogromem bogactw dla duszy i ciała, nie jest tworem człowieka, lecz jak powiadają niektórzy, samego Allacha i nikt poza nim nie jest w stanie ogarnąć jej całej pismem czy mową. Nie potrafią tego zrobić tym bardziej ci poeci, którzy Syrię widzieli jedynie z projektora. A tym, którzy przespali nawet tę okazję do jej bliższego poznania, warto wspomnieć o stolicy tego arabskiego kraju – Damaszku, najdłużej zamieszkałym mieście na świecie, co czyni go również najstarszym miastem. Nie można pominąć Szymona Słupnika –człowieka siedzącego niegdyś przez 30 lat na wysokim słupie i poświęcającego się przez ten czas modlitwie i medytacji ani strefy ciągłych sporów i konfliktów pomiędzy Syrią i Izraelem – biblijnych Wzgórz Golan, gdzie stacjonują także polskie jednostki pokojowe. Warto dodać ciekawostki o ostatnim bastionie ojczystego języka Jezusa Chrystusa – aramejskiego, używanego aktualnie jedynie w kilku niewielkich wioskach na pustyniach w środkowej Syrii.

Wielu klubowiczów, mimo ogólnej fascynacji tym krajem przyszło, żeby zapoznać się z jego tradycjami kulinarnymi. I ci uczestnicy również nie mieli czego żałować, jako że czekała na nich znakomita potrawa o nazwie nie do spamiętania. Spotkanie, jak większość poprzednich, zakończyło się gromkimi brawami oraz konkursem wiedzy i…banalnym rozejściem się do domów.

Iwo Gurdek

KKP na Islandii

“Chcę tam pojechać!!” – to zazwyczaj moja pierwsza myśl po zakończonym spotkaniu Klubu Kulinarnego Podróżnika.  Niejeden już raz sprawdzałam, ile kosztuje bilet lotniczy do miejsca, o którym była mowa w KKP.  Tak też się stało po lipcowej prelekcji o Islandii. Sądzę jednak, że to spotkanie było inne od wszystkich.

Na pewno rozbudziło wyobraźnię nie tylko moją, ale również i pozostałych uczestników, przede wszystkim dlatego, że wzięły w nim udział osoby należące do klubu. Oznacza to, że Klub zaczyna podróżować w „realu”. Swój prelegencki debiut miała pani Ania Skowron, lecz pozostałe osoby, które również były z nią w tym fascynującym kraju gejzerów, nie mogły usiedzieć spokojnie nie dodając swoich „trzech groszy”, co z pewnością uatrakcyjniło prelekcję.

Od pewnego czasu zauważyłam, że dużo osób wyjeżdża właśnie na Islandię i bardzo mnie to zdziwiło, bo z niewiadomych powodów kojarzyła mi się ona jako kraina zimna i ponura, na której nie ma nic do zobaczenia. Po tym spotkaniu moje wyobrażenie o niej zmieniło się i poznałam tę wyspę „od kuchni”. Ciekawe były domki pokryte trawą,  gorące gejzery i źródła. Zapamiętałam także suszone ryby, (które mieliśmy okazję spróbować) oraz wulkany. Dokładnie poznaliśmy efekt odsuwania się płyt tektonicznych, który można zaobserwować na Islandii. Na zdjęciach zobaczyliśmy również zwierzątka: konie, wieloryby, delfiny, foki, owce, renifery i… morsa, ale to już nie zwierzę, lecz człowiek kąpiący się w zimnej wodzie. Całości dopełniała wszechobecna zieleń i niezastąpiony lodowiec.

Wielkim zaskoczeniem dla naszych prelegentów było natknięcie się  w sklepach  na polskie akcenty,  a były nimi batony waflowo-czekoladowe, najpopularniejsze słodycze w tym kraju – “Elitesse” i “Prince Polo”.

Wbrew obawom, mimo wakacji, wyjazdów i podróży, na prelekcję przybyło wiele osób. Nie obyło się również bez kosztowania islandzkiej potrawy, którą była sałatka z krabów.

Pamela Gurdek

Klub Kulinarnego Podróżnika i „Gorączka złota” na ALASCE

” Pieniądze szczęścia nie dają” wprawdzie, ale ich całkowity brak też. Człowiek to wartość największa. Najlepiej, jeżeli swym dobrem duchowym i osobowym umie się dzielić.

A tak było. Pani Urszula Gałysz doskonale pełniła swą rolę prelegentki na spotkaniu z licznie, a nawet bardzo licznie zgromadzonymi słuchaczami w każdym wieku – w klubie w Gierałtowicach. Temat niezwykle ciekawy: ALASKA.

Od 1959 roku to 49 stan USA o powierzchni pięć razy większej niż Polska, tzn.1,7 mln km kwadratowych, położony w północno-zachodniej części Ameryki Północnej i nie posiadający bezpośredniego połączenia lądowego z główną częścią Stanów Zjednoczonych. Najwyższy szczyt górski to Mount Mc Kinley 6194m n.p.m. Do stolicy –Juneau – liczącej prawie 31 tysięcy mieszkańców można dostać się tylko statkiem lub samolotem!!!

Ciekawostką jest fakt, iż w 1867roku car Rosji Aleksander II sprzedał Alaskę /potrzebował pieniędzy na wojnę/ Stanom Zjednoczonym za sumę 7 200 mln dolarów, a prawie za 30 lat odkryto tam znaczną ilość złota, co dało początek wielkiej „gorączce złota”.

Znajduje się tam też wiele bogactw naturalnych, jak ropa naftowa, gaz ziemny, rudy miedzi i cyny. Dobrze rozwinięta jest hodowla, leśnictwo czy rybołówstwo.

Jednak nie dziwi, że przy trwającej 9 miesięcy zimie zamieszkuje ten teren tylko 650 tysięcy ludności, co daje około 58 razy mniej niż w Polsce.

Pozostałe 3 miesiące to mnóstwo kwiatów i niespotykanej nigdzie roślinności. A parki narodowe można zwiedzać tylko z okien autokaru.

Wszystkich słuchaczy zadziwił wspaniały widok Zorzy Polarnej, nie tylko świetlistej, złotej, ale niebieskiej, zielonej i wielobarwnej.

Do atmosfery „miasteczka duchów”, czyli kopalni sprzed 200 lat nawiązał film z Charlie Chaplinem „Gorączka złota”. Prelegentka częstowała też kanapkami z łososiem i czerwoną cebulą.

Oczywiście dla uważnych „podróżników” był konkurs z nagrodami.

Kto chce uczestniczyć w podobnych wydarzeniach, jest zawsze mile widziany. Wystarczy spojrzeć na drzwi z datą spotkania, uchylić je… i podróżować.

Dziękujemy sponsorom KKP.

GRAG

KKP po raz kolejny we Frydrychowicach.

Szare drzwi na skraju drogi zawsze zapowiadają, że do frydrychowickiego Domu Kultury zbliża się Kulinarny Klub Podróżnika z „dalekich stron świata”. Niewinne hasła z nazwami odległych krajów zawsze działają nie tylko wizualnie, ale także na nasze podniebienie.

Tak też było 15 kwietnia, kiedy to prelegentka zaproszona na spotkanie opowiadała o dalekich krainach Japonii. Jedwabne kimona, monety, shikansen, opowieść o noclegu w lesie bambusowym, technika „MA-ZINGA”, alfabet „KANJI” pokazane w obiektywie dały wrażenie prawdziwej Japonii. Największym zaciekawieniem jak zawsze cieszyło się jedzenie, tym razem w postaci ośmiornic, wodorostów, sosu teriaki i przyprawy wasabi. Niestety, nie wszyscy byli w stanie przełknąć japońskie przysmaki, ale starali się próbować wszystkiego z uśmiechem.

Etiopia „zagościła” w Wiejskim Domu Kultury 7 maja i dała nieodparte wrażenie, że w naszej ojczyźnie nie jest najgorzej. Państwo to położone we wschodniej Afryce, jedno z najuboższych krajów świata pokazane w obiektywie przeraziło niejednego obecnego na prelekcji, a jak można było usłyszeć w rozmowach po spotkaniu, wręcz pozwoliło docenić swój dach nad głową, czystą wodę i jedzenie. Jak zawsze na spotkaniu pokazano pamiątkę z dalekiego kraju – tym razem była to biżuteria Ahmarów. Na wyświetlanych slajdach można było zobaczyć „dzikie” plemiona z nad rzeki Omo, krajobrazy prawdziwej Etiopii. Co to jest kifto, wat, injera, mogą powiedzieć ci, którzy spróbowali afrykańskiego jedzenia. Na zakończenie wszyscy uczestnicy przeszli szybki kurs mówienia po etiopsku.

Słowa, fotografie dalekich krain stały się niezapomniane dzięki relacji prelegentów, którzy z niesamowitą pasją pokazali kraj od „podszewki”. Natomiast smak potraw i egzotycznego jedzenia zawdzięczaliśmy Sewerynowi Gałyszowi oraz naszemu sponsorowi, którym jak zawsze jest pan Stanisław Wysogląd i jego Ośrodek Szkolenia Kierowców mieszczący się w Wadowicach.

Tak naprawdę nie byłoby żadnego spotkania bez was, chcących słuchać opowieści z domieszką smaku.

Serdecznie zapraszamy wszystkich chcących posmakować egzotyki na kolejne spotkania KKP we frydrychowickim Domu Kultury. Zapamiętajcie znak rozpoznawczy: szare drzwi z napisem umieszczone na skraju drogi, w połowie każdego miesiąca.

Agnieszka Jakubowska

Klub Kulinarnego Podróżnika 7 maja we Frydrychowicach przyciągnął na swe spotkanie 45 młodych osób. Wirtualna wyprawa do Etiopii została przedstawiona przez Bożenę i Staszka Kotlarskich, wielbicieli tego niezwykłego kraju, który mieli możliwość wielokrotnie go odwiedzić. Nie obyło się bez próbek egzotycznej żywności. Wiele składników okazało się niedostępnych na polskim rynku przypraw, na szczęście część przepisów z Internetu uwzględniała także bardziej popularne składniki.

Młodzież była oczarowana nowymi smakami, a wielu uczestników spotkania powracało po repetę. Możliwe, że ostre sosy i kaszka pszeniczna na stałe zagoszczą wśród lokalnych smakołyków młodzieży.

Sponsorem KKP we Frydrychowicach jest Ośrodek Szkolenia Kierowców z Wadowic, pana Stanisława Wysogląda.

SG